Kolejny i jedyny, którego wolałabym nie pamiętać, wymazać, zapomnieć, ale jak na przekór wyrył się w mojej pamięci nieodwracalnie.
To on podszeptywał mi o stałkach Krzysztofa, z prostego powodu, chciał mnie mieć dla siebie. Byłam zbyt młoda i zbyt bardzo odczuwająca emocje i jeszcze bardziej ich spragniona by móc przytomnie ocenić jego zamiary. Naiwnie szłam w to co mi podsuwał los. Zakończyłam relację z Krzysztofem na rzecz nowego związku z Sylwkiem.
Wysoki, bardzo szczupły, niezbyt urodziwy blondyn, urzekł mnie poczuciem humoru, szalonym usposobieniem, wtedy nie zdawałam sobie sprawy, że jest nerwowym cholerykiem, świetnie się maskował. Rozpieszczał mnie, wytrwale uczył bycia razem, dzielenia się swoją przestrzenią i intymnością, nie pośpieszał, czekał cierpliwie aż będę gotowa. Latem spędzaliśmy razem całe dnie, w trakcie roku szkolnego spotykaliśmy się w weekendy. Mijały miesiące, a my poznawaliśmy się z każdym dniem coraz lepiej. Kupił nawet moich rodziców, polubili go i zaufali mu. Po roku z nim spędzonym byłam gotowa na kolejny krok, bardzo dla mnie ważny ponieważ wkraczałam w swego rodzaju „dorosłość”. Skończylam 17 lat a następnego dnia stałam się kobietą.
To był przełom. Od tego dnia nasz związek przestał kwitnąć, rozpoczął się powolny rozkład. Oznaki braku szacunku w kłótniach pojawiały się coraz częściej. Czym bardziej chciałam zgody tym więcej pretekstów do nieporozumień wymyślał. Wzajemna walka trwała kolejny rok, aż w końcu gorsze dni zaczęły wypierać te dobre. Mniej więcej po dwóch latach zdarzyło mu się potraktować mnie bardzo nieodpowiednio, użył słów którymi nie powinno określać się kobiety. Nie rozumiałam dlaczego, czym sobie zasłużyłam by czegoś takiego doświadczyć, a to był dopiero początek. Brzydkie określenia padały coraz częściej, a po niedługim czasie po raz pierwszy mnie uderzył. To co czułam nie umiem opisać. Miłość wyparowała w ułamku sekundy, rozpoczęła się walka o przetrwanie. Rękoczyny pojawiały się prawie przy kazdej okazji a mi przybywało siniaków. Groził, że jeśli komuś o tym powiem, nie ujrzę już nigdy światła dziennego, że pozbawi życia najpierw mnie a potem siebie. Nie chciał słyszeć o rozstaniu, w tym przypadku też straszył mnie samobójstwem. Bił mnie, a potem płakał i przepraszał a potem znowu mnie bił i tak w kółko. Bałam się go. Unikałam spotkań, wymyślałam wymówki, nie wiedziałam co robić, gdzie uciekać, do kogo zwrócić się o pomoc.
Jak ubrać w słowa co czuje młoda kobieta wkraczająca w dorosłe życie, doświadczająca takiego okrucieństwa ze strony osoby która była jej najbliższą. W młodym umyśle zachodzą nieodwracalne zmiany, a piętno nosi się ze sobą całe życie. Te rany nigdy się do końca nie zabliźnią, czasem otwierają się i jątrzą boleśnie, bez względu na to ile czasu minęło. Czułam się jak osaczone, zniewolone zwierzę. Nikt kto tego nie przeżył nigdy tego nie zrozumie.
Uwolnił mnie Paweł – bohater kolejnego posta.