Po rozstaniu z Pawłem miotałam się, szukałam sposobu by ukoić ból, szybko zapomnieć, przelać to nieodwzajemnione, jątrzące rane w sercu uczucie na kogoś innego. Daniel był taką opoką.
Wysoki, przystojny, zadbany, bardzo dobrze zbudowany, ostrzyżony na zapałkę, silny facet. Miła odmiana po tamtych „chudzielcach”. Znaliśmy się długo, pochodziliśmy z jednej wioski, mieliśmy wspólnych przyjaciół. Zanim przenieśliśmy naszą przyjaźń na wyższy level widywaliśmy się często w gronie znajomych, nie byliśmy sobie obcy. Co bardzo utkwiło mi w pamięci to jego muskularne ramiona, czułam się w jego objęciach taka malutka i bezpieczna, tak jak kobieta powinna się czuć w ramionach mężczyzny. Nigdy więcej potem nie doświadczyłam takiego potężnego faceta. Był naprawdę fascynujący.
Próbowałam ze wszystkich sił się w nim zakochać, ale Paweł nie chciał jak na złość zniknąć z moich myśli i wspomnień. Danielowi nie udało się skraść mojego serca, choć zasługiwał na szczere, gorące uczucie, ja nie potrafiłam mu tego dać, nie zaakceptowałam jeszcze wtedy tego co mnie spotkało. Mój dystans zapewne był dla niego męczący, świadomość że wciąż kocham byłego musiała być frustrująca. Starał się na próżno, wciąż miałam przed oczami nie jego twarz. Po kilku miesiącach, w końcu się poddał, poprosił o przerwę, chciał wszystko przemyśleć na chłodno, podjąć jakąś decyzję. Ale ja nie dałam mu już szansy powrotu, zakończyłam naszą wspólną przygodę, nie widziałam w tym już sensu. Wróciłam do samotnego użalania się nad sobą i brnięcia w tęsknotę za chłopakiem którego już nie mogłam odzyskać, minęły kolejne miesiące kiedy w końcu zaakceptowałam ten fakt.